Between Americas
Po długim czasie. Prawie pięciu miesiącach w Stanach i ostatnim miesiącu ciągłej drogi, dotarłem do Peru. Ruszyliśmy z Covelo w północnej Kalifornii, przez góry Sierra Nevada, potem przez olbrzymie, piękne przestrzenie Nevady z powrotem do południowej Kalifornii, do Los Angeles. Potem Kolumbia – Cartagena, Santa Marta, Palomino, nad morzem Karaibskim. Potem Cali, Popayan, Quito, Tumbes, Zorritos, Piura, aż do Huancabamby gdzie jesteśmy teraz. Dużo drogi. Dużo napięć, zmęczenia pośród smutku, niepewności po jednak niełatwym czasie w Stanach. Teraz to wszystko opadło i puściło. Nie wiem co się wydarzy ani ile zostanę, przyjmę wszystko jak będzie. To duża ulga. Jednocześnie im dalej od szlaków gringo – tym gładziej idzie. Wjeżdżam do Peru, tym razem z Kingą u boku. Dokoła góry tętnięce soczystością życia. Dużo San Pedro i pracujących z nim curanderos w tej okolicy. I znowu te małe spotkania ludźmi gór. Skromną, szczerą serdeczność i ciepłą prostotę ludzi Quechua.
Ciąg dalszy nastąpi. Za kilka dni Amazonia.
//
After long time. Almost 5 months in US, and last month of constant road, finally reached Peru. Started from Covelo, north California, through Sierra Nevada mountains, then enormous and beautiful spaces of Nevada, back to Los Angeles in south California. After that, Colombia – Cartagena, Santa Marta, Palomino at Carribean Coast. Then Cali, Popayan, Quito, Tumbes, Zorritos, Puira till Huancabamba where we’re at the moment. A lot of the road. A lot of tensions and exhaust, between sadness after still not easy time in US. Now this tensions fell apart, went away. I’m opened for whatever will come. Don’t know how long I’m gonna stay. Will just accept what comes. Which is a big change and relief. Same time – the further from “gringo mentality paths” – the smoother flow. Coming to Peru, this time with Kinga. Around us, mountains pulsating with juicy life. A lot of San Pedro and Curanderos in this area. And again this small meetings with people of mountains. Humble, honest heartiness. and warm simplicity of Quechua people.
To be continued… In few days Amazon.
Colombia
Peru
Morocco
Bylo kilka momentow zachwytu. Wrociliśmy bardzo zmęczeni. I tak bym to podsumowal.
There were a few moments of delight. We came back very tired. And that’s how I would summarize this journey.
breakdown
Oil stump smashed on the rock, 80km inside the desert. We’ve just been towed into Zagora. We’ll see what will happen next.
Rok temu.
Była ciepła księżycowa noc. Magda, świecąc latarką czytała nam Całą Jaskrawość Stachury a my leżeliśmy wsparci na łokciach, lekko uśmiechnięci. Dookoła łagodne wydmy zaznaczone światłem księżyca, migające gwiazdy, nad nami palma leciutko kołysana przez wiatr. Magda czytała z charakterystycznym szkolnym akcentem. Właśnie tak, jak czytają wszystkie pilne uczennice w trakcie lekcji. Zresztą była chyba tuż po liceum. Po chwili dosiadło się kilku hiszpanów, fin i może z jeden francuz. Nie rozumieli po polsku ale słuchali Magdy. W tle migało ognisko. Krążyła też herbata w małych, lepkich od brudu i cukru szklaneczkach. Takie były moje święta rok temu. Już rok.
About my christmas on the desert, during Rainbow Gathering in 2010. Sahara, Morroco.
leave a comment